27 kwietnia 2014

27 kwietnia 2014, godzina: 14:21 1

Dziś będzie kompromitująco. Obiecałem pokazać Wam jak wyglądały moje fotograficzne początki i udowodnić, że każdy zaczyna od gniotów. Jeśli właśnie jesteś w tym momencie, w którym ja byłem 12 lat temu to wiedz, że też robisz gnioty. Jeśli jeszcze tego nie widzisz to za kilka lat zobaczysz to z całą pewnością. Jeżeli nie, to znaczy że gnioty robisz nadal i lepiej zająć się wbijaniem gwoździ.

Pamiętam jak kiedyś w czasach pierwszej świetności plfoto.com udzielałem się tam dość aktywnie i trafiłem na zdjęcie, które moje poczucie estetyki rozszarpało na strzępy jak koty karton po butach. Było to zdjęcie dziecka w wózku (spacerówce) na tle typowego polskiego mieszkania. Estetyka godna mułu w jeziorze. Nie omieszkałem skomentować zdjęcia, autor nie omieszkał odpowiedzieć. Brzmiało to mniej więcej tak "Co za bzdury wygadujesz, nie znasz się na fotografii, nie masz pojęcia jak trudno jest ustawić ostrość manualnym obiektywem ze światłem 1.8". Dzięki tej wypowiedzi szybko dowiedziałem się z kim mam do czynienia. Dla autora priorytetem było ustawienie ostrości manualnym obiektywem, sprawy estetyki były nieistotne. Ciekawe jak teraz wyglądają jego zdjęcia...

Tym przykładem dążę do tego, że na dobre zdjęcie wpływa tak wiele czynników, że na początku ciężko im wszystkim poświęcić należytą uwagę. Kiedy opanujemy zagadnienia ekspozycji, kompozycji, oświetlenia i zamiast myśleć o nich będziemy po prostu robić zdjęcia, wtedy zacznie się "prawdziwa" fotografia. Do tego potrzeba czasu. Nie łudźmy się, że po tygodniu zaczniemy strzelać same dzieła sztuki. Słowo na dziś - cierpliwość. To jest recepta na sukces.

Dość głupich historii, czas na konkrety. Obiecałem Wam w pierwszej części tego poradnika, że zdradzę mój przepis, na szybką, skuteczną i tanią naukę podstaw fotografii. Oto i on.

Gdyby fotografowie mieli boga, który ich stworzył, pewnie nazywałby się Zenit. Każdy powinien znać Zenita, dla wielu to właśnie aparat tej firmy był tym, od którego wszystko się zaczęło. Nie inaczej było w moim przypadku. Jaka jest największa zaleta tego systemu? Cena. Aparat z obiektywem nie zmusi nas do zastawienia żony/męża w lombardzie. "Zenka" można nabyć już za 30 zł. Polecam gorąco modele z wbudowanym światłomierzem (model TTL), dzięki niemu jesteśmy w stanie ocenić czy ekspozycja, którą ustawiamy jest poprawna.

Do aparatu przydałby się obiektyw. Na początek polecam taki o ogniskowej 50mm. Jest to kąt widzenia, którym szybko można nauczyć się patrzeć na świat. Tutaj warto liczyć się z wydatkiem rzędu 100-150 zł, za co dostaniemy przyzwoite szkło.

Musimy jeszcze mieć materiał, na którym będziemy utrwalać nasze zdjęcia. Teoretycznie lepiej jest zaczynać od zdjęć czarno-białych. W praktyce jednak z wywołaniem "prawdziwego" czarno-białego filmu może być problem jeżeli nie mieszka się w większym mieście. Oczywiście można zainwestować w sprzęt ciemniowy i bawić się tym samodzielnie, ale jest to dodatkowy koszt i zajmuje sporo czasu. Jeżeli planujecie zdjęcia w plenerze to negatyw o oznaczeniu ISO100 będzie dobrym wyborem, jeśli jednak przewidujecie zdjęcia we wnętrzach lub w gorszych warunkach oświetleniowych to możecie zastanowić się nad ISO400 lub wyższym. Im wyższe ISO tym negatyw jest czulszy na światło i kiedy jest go mniej poradzi sobie lepiej. Stety/niestety dzieje się to kosztem odwzorowania szczegółów. Luźna zasada jest taka, że negatywy KODAKA są cieplejsze i bardziej nasycone kolorami, FUJI natomiast jest bardziej neutralny. Dobrze jest kupić różne klisze i przeanalizować różnice. Na początek wystarczy około 10 negatywów po 36 zdjęć. Tutaj koszt będzie największy, bo poza samym zakupem (około 10-15zł/szt.) dojdzie koszt wywołania i skanowania lub drukowania odbitek. Jeśli Wasi znajomi posiadają skaner do negatywów to zdecydowanie polecam poprosić ich o pomoc - to duża oszczędność.

Łączny koszt całego przedsięwzięcia nie powinien przekroczyć 500-550 zł. To nadal dużo mniej niż najtańsza lustrzanka cyfrowa z koszmarnym obiektywem.

Mamy już sprzęt, teraz warto nauczyć się go używać. Poszukajmy w internecie poradników pt. "ustawianie ekspozycji w aparacie". Poczytajmy i próbujmy. Na początku nie będzie wychodziło, ale nie załamujmy się. Przeanalizujmy nasze błędy i próbujmy dalej. Daję głowę, że przy odrobinie starania po 10 zrobionych kliszach znajomość podstaw fotografii będziecie mieli opanowaną. Poza pracą ze światłem zastanym możecie też eksperymentować z ustawianiem światła dodatkowego. Ja zaczynałem od zwykłego halogenu, który dawał okropne światło. Zapoznajcie się obowiązkowo ze złotym podziałem - to podstawowa technika komponowania ujęć.

Wybaczcie, że nie napiszę tu całego poradnika ustawiania ekspozycji - jest tego w internecie na tyle dużo, że pisanie kolejnego tekstu nie ma sensu. Wolę pobawić się z kotem.

Jaki jest cel takiej nauki? Dlaczego nie mogę tego samego zrobić moim Nikonem De-pinćmiljonówszcześćset? Bo ta metoda daje po łapkach za każdy błąd. Każdy kolejny zmarnowany negatyw to pieniądze z naszej kieszeni. O ile nie masz na koncie wielu zer to szybko zaczniesz wyciągać wnioski z błędów celem zwiększenia liczby udanych klatek na kliszy. Przed każdym naciśnięciem magicznego spustu zastanowisz się czy kadr, który widzisz w wizjerze aparatu jest tym co chcesz uwiecznić, czy ekspozycja i oświetlenie są dobrze ustawione.

Cyfrówki zabijają myślenie jak packa muchy. W ich przypadku nie mamy żadnych konsekwencji błędów, po prostu patrzymy na wyświetlacz i robimy kolejne zdjęcie w myśl zasady "coś się wybierze". Nie tędy droga. Świetnym nawykiem wyniesionym z fotografii analogowej jest refleksja przed każdym naciśnięciem spustu. W przyszłości kiedy przerzucicie się na cyfrę zaoszczędzicie czas na selekcji zdjęć oraz pieniądze na wymianie migawki. Nie będziecie żałować kupionego bezmyślnie sprzętu. Do tego znacząco wzrośnie świadomość robienia zdjęć. Macie moje słowo.

Pozostaje tylko znaleźć dziedzinę, w której czujecie się najlepiej - a to przychodzi z czasem. Najczęściej jest tak, że zaczynamy fotografowanie od tego co jest najbliżej nas. W moim przypadku były to głównie: Natalia, deskorolka i koty. Oczywiście od czasu do czasu kusi wszystkich fotografia kwiatków i pszczółek czy martwej natury - to naturalna droga poszukiwania. Poniżej znajdziecie obiecane zdjęcia z komentarzami.


Pierwsze moje dzieła były...dziwne i dość mroczne. 


Dzięki temu zdjęciu rozpocząłem naukę w Warszawskiej Szkole Filmowej. Nawet prawie wygrałem nim stypendium. Nadal nie wiem czemu :) 
Swego czasu uważałem, że to zdjęcie jest genialne. A to, że świeczka wystaje z głowy w ogóle mi nie przeszkadzało.
Komentarz na odbitce z kotem. Bardzo wartościowe uwagi. Polecam Wam robić notatki do każdego zdjęcia, najlepiej już w momencie jego wykonywania. Mam nadzieje, że będą bardziej przydatne niż moje.
Na deskorolce spędziłem większość życia. Nadal czasem jeżdżę.
Dla mnie fotografia i deska były oczywistym połączeniem chociaż finalnie nie poszedłem w tym kierunku.
I na koniec hit internetów. Zdjęcie zatytułowałem "Elektryczne drzewo" i (o dziwo) zrobiło nawet małą karierę na plfoto.
P.S. Zdjęcie na początku wpisu jest dziełem Natalii (wykonane Zenitem). Chyba jedyne, które nadal mi się podoba z całej tej kolekcji.


1 komentarz:

  1. świetny tekst.
    (i jaki motywujący!).
    bez nadęcia, zwyczajnie i prosto.

    OdpowiedzUsuń