5 czerwca 2014
Typy gości weselnych

15
Dziś wziąłem na warsztat gości weselnych i postanowiłem w lekko karykaturalny sposób opisać charakterystykę najciekawszych i najwyrazistszych wg mnie typów spotykanych na imprezach. Nie traktujcie tego tekstu zbyt serio, ma on charakter czysto humorystyczny.

Fotograf
Łatwy do rozpoznania po lustrzance z marketu uwieszonej na szyi. Podczas fotografowania często przybiera pozę Neo z „Matrixa” unikającego kul. Czasem próbuje kreatywnie nawiązać dialog z zatrudnionym fotografem. Najczęstsze zwroty zaczepne to: „czemu Canon, a nie Nikon” oraz "jaki ten obiektyw ma światło". Swój aparat traktuje lepiej niż partnerkę, z którą przyszedł na wesele. Odrzuca propozycje taneczne kwitując: „Nie mogę teraz, muszę zrobić zdjęcie”. Efekt swojej pracy już na drugi dzień z nieskrywaną dumą przekazuje Parze Młodej. W duchu mają nadzieję, że ich fotograf zrobił lepsze zdjęcia.

Gadżeciarz
Rzeczywistość postrzega jedynie za pomocą smartfona, do którego przykleja swoją twarz jak jamochłon. Filmy kręci pionowe - najwyraźniej w salonie ma adekwatny telewizor. Czasem na skutek swojej pracy zderza się z różnymi przedmiotami. Osiąga szczyt aktywności w momencie podania tortu. Efektów jego pracy nikt nigdy nie widział.

Król parkietu
Na parkiecie czuje się jak kot w kartonie. John Travolta może co najwyżej wyczyścić mu buty. W trakcie jednej piosenki jest w stanie zatańczyć z nieograniczoną liczbą partnerek. Podczas zabawy wejście w jego rejony może skończyć się trwałym kalectwem. Na parkiecie jest jeszcze długo po wyjściu muzyków.

Tancerze
Przed weselem zapisali się na kurs tańca, z którego po kilku zajęciach wynieśli co najwyżej zakwasy. Opanowali po jednym (góra dwóch) krokach z każdego tańca towarzyskiego. Na początku każdej piosenki przez około pół minuty głośno liczą mając nadzieję, że uda im się zacząć w tym samym czasie. Po minucie stania najczęściej rezygnują czekając na kolejną piosenkę. Wpadają w euforię kiedy usłyszą kawałek ćwiczony na kursie. Zadziwiają wszystkich gości pewnością oraz płynnością swoich ruchów. Jedno z nich dość często należy do typu „Muzyka mu nie przeszkadza”.

Muzyka mu nie przeszkadza
Lubi tańczyć, najczęściej do innej muzyki niż jest aktualnie grana. Może występować jako hybryda z „Królem parkietu”. W takiej konfiguracji jest wyjątkowo niebezpieczny dla swoich partnerek. Klaszcząc jest w stanie wybić z rytmu nawet zawodowych muzyków.

Too cool to dance
Najczęściej występują w parze lub w stadach. Z politowaniem patrzą na wszystkich bawiących się na parkiecie gości. Muzyka grana na weselach jest poniżej ich godności. Przy „Jesteś szalona” dostają wylewu. Ich naturalnym środowiskiem jest ogródek, gdzie zawsze palą papierosa i piją wino. Zabijają czas rozmowami o studiach (szalonych jak zestawy w McDonald's) lub o swojej pracy (interesującej jak lektura programu wyborczego PSL). Nikt nie wie kiedy wychodzą z imprezy.

Wodzirej
Wie, że najlepiej poprowadziłby imprezę gdyby dano mu szansę. Stara się z całego serca pomóc muzykom sugerując im „najlepsze kawałki” i „najfajniejsze zabawy”. Częściej niż na parkiecie widać go na scenie z wargami przyklejonymi do ucha kogoś z obsługi muzycznej. Jego aktywność wzrasta proporcjonalnie do ilości wypitego alkoholu. Kiedy w końcu usłyszy „swój kawałek” wznosi ręce ku górze w geście zwycięstwa.

Wokalista
Wokalista najczęściej ujawnia się po połowie imprezy. Jego talent rośnie proporcjonalnie do ilości wypitego alkoholu. Występuje również w stadach. Kiedy już uda mu się wczłapać na scenę i wybłagać jakiś kawałek wychodzi z założenia, że „czysto śpiewać to głośno śpiewać”. Najczęściej zaczyna od „Hej sokoły”, ale odnajduje się także w hitach Perfektu i Dżemu.

Wujek Mietek
Świętowanie zaczyna już w autokarze wiozącym gości na przyjęcie, a w skrajnych przypadkach nawet kilka dni wcześniej. Bardzo szybko stwierdza, że koszula znacznie lepiej wygląda na zewnątrz spodni, a krawat utrudnia oddychanie. Przy stole obiera sobie funkcję „polewacza” zwanego także „podczaszym”. Bardzo otwarty i towarzyski, szczególnie po północy. Niestety jego otwartość stopniowo zamienia się w senność i w późniejszych godzinach można go zobaczyć w pozie „śpiącego niedźwiedzia”.

Głodny nie wyjdę
Żadne danie go nie ominie. W przerwach między daniami okupuje wiejski lub słodki stół. Czasem oba. Zimne przekąski na stole w jego rejonie znikają jak pieniądze w ZUSie. Na obszar parkietu patrzy z obrzydzeniem. Przy wyjściu prosi o zapakowanie czegoś na wynos, najlepiej kaszanki i kiełbasy i smalcu i sernika i szarlotki i fontanny czekoladowej. Obowiązkowo zjawia się pierwszy na poprawinach. 

Cicha woda 
Niepozorny, cichy i grzeczny. Ale tylko do czasu. Po kilku drinkach ewoluuje i może przybrać każdą z pozostałych form. Staje się bardzo towarzyski. Obejmuje wszystkich i wszystko, głównie Parę Młodą. Podczas podziękowania do rodziców usiłuje zatańczyć wspólnie z nimi. Pomaga w krojeniu tortu. Po godzinie 1.00 znika w tajemniczych okolicznościach.

Movie Star
Znajdziesz go tam gdzie jest kamera lub aparat. Wykrywa je jak komary ciepłą krew. Każda minuta filmu musi zawierać przynajmniej dziesięć jego ujęć. Ma opracowane do perfekcji pozy, dzięki którym zawsze wygląda świetnie na zdjęciach, przynajmniej w jego mniemaniu. Każdą z nich może zademonstrować szybciej niż ty dasz radę powiedzieć „oj”. W celu podbicia oglądalności jest w stanie podczas tańca wygiąć kręgosłup swojej partnerki w dziesięciu miejscach i rzucić nią pięć metrów od siebie. Świetnie odnajduje się także przy okazji składania życzeń do kamery. Jego wypowiedzi są zawsze pełne kwiecistej mowy i humoru, który tylko jego śmieszy.

Ufff, to już wszystko. Pewnie, o kimś zapomniałem, ale jeśli macie jakieś swoje propozycje nie wahajcie się pisać w komentarzach. Na koniec jeszcze kilka słów podsumowania.

Wiadomo, że to właśnie goście tworzą klimat wesela. W swojej karierze widziałem już ponad 200 przyjęć i szybko dostrzegłem, że w zależności od tego jaki typ ludzi na nich przeważa impreza może mieć wiele twarzy. Może być dzika z zawsze pełnym parkietem, ale równie dobrze może przenieść się do ogródka i toczyć w bardzo stonowany sposób. Każde rozwiązanie ma swoje wady i zalety, najważniejsze żeby na długo pozostało w pamięci, oczywiście dzięki pozytywnym wydarzeniom.

Czytaj dalej
2 czerwca 2014
Komunijne historie

3
Na co dzień nie zajmuję się fotografią na komuniach. Dlaczego? Bo to brudna robota. Trzeba mieć dobre układy z lokalnym proboszczem, a owe układy często mają wartość liczbową. Gwarantuje to swego rodzaju nietykalność i nawet jeśli lokalny fotograf robi zdjęcia na poziomie orangutana to ma plecy na plebanii i nie sposób go ruszyć. Z resztą nawet gdybyśmy przeskoczyli owe układziki to na drodze stają jeszcze rodzice, którzy zawsze mają milion różnych zdań na każdy temat i najczęściej nie jest to warte zachodu. "Gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania" jak mówi przysłowie. Wiem, że chcą dla swoich dzieciaków jak najlepiej, ale ten chaos organizacyjny nie motywuje do podejmowania się takich zleceń.
 
Jakiś czas temu odwiedziliśmy z Natalią Mrągowo, gdzie mieszka jej siostra z mężem i córeczką. Przybyliśmy tam oczywiście w celu uczestniczenia w Pierwszej Komunii. Raz, że Nat jest chrzestną, dwa że powierzono nam zadanie uwiecznienia tego wydarzenia. Oczywiście była to swego rodzaju partyzantka i nie nastawialiśmy się na najważniejsze komunijne momenty, skupiliśmy się głównie na otoczce. Zobaczcie co z tego wyszło.

Najpierw przygotowania:




Gdzie jest Wally?


Następnie kilka ukradkowych zdjęć w kościele. Nadworny fotograf zabijał wzrokiem jak bazyliszek. Chłopina ma ciężkie życie zważywszy na fakt, że każdy rodzic miał przy sobie aparat. Patrząc na technikę pracy można było wyciągnąć wniosek, że ich zdjęcia będą na tym samym albo i lepszym poziomie.



A po wszystkim tradycyjne polskie przyjęcie. Ale tu już miałem wolne.
Następnego dnia wybraliśmy się na krótką sesję o zachodzie słońca. Okoliczne pola były do tego celu idealne.




Udało mi się na jedno załapać.
Już po wszystkim.

Czytaj dalej